ilustracja: Jerzy Winciorek, Jagoda Janiszewska
matka humbak
Alžběta Michalová / Zofia Bałdyga
dawno temu…
dawno temu
kiedyś
kobiety miały swoje przewodniczki
inuitki niewątpliwie nawiązywały relacje
z kobietami fokami
wielorybicami albo niedźwiedzicami
taka kobieta zwierzę nie była mi pisana
tęsknię za nią
kiedy jest mi zimno
kiedy dzielę mięso
kiedy chce mi się krzyczeć całym brzuchem
kiedy chcę się upewnić
że moje drogi dokądś prowadzą
tęsknię za kimś
kto już kiedyś wszedł
do środka
do siebie
za burtę
po gorącą krew
mięso
albo duszę
moja droga do siebie…
moja droga do siebie
siebie matki
siebie – kobiety postawnej
humbaka między ludźmi
obfitej od tłuszczu
i silnej od mięśni
do zarodków
(za każdym razem zachwyca mnie
to że wraz z córką kobieta rodzi też
zarodki własnych prawnuków)
moja droga do kochania
do miłości
moja droga nie może być jakaś
wąska z umiarem
szczuplutka ścieżynka
grzeczna dziewczynka
niepozorne rozwidlenie
dzisiaj już nie
moja droga to wąwóz
orogeneza
olbrzymia masa ziemi
odgarnięta na bok
aby nawet humbak się zmieścił
wielo ryba
wielo matka
na razie przypływa w nocy…
na razie przypływa w nocy
ogromna
gruba
silna i
żywa
mówi opryskliwie
wszystko czym nie jestem
pod calową warstwą skóry
niezłomna
zniewalająca
ociera się
we śnie ocieram się udem
o udo prześcieradło bety
o męża
czuję siłę swojej wielorybicy
wielo kobiety
swojego wewnętrznego
humbaka
w nocy…
w nocy
kiedy po raz setny karmiłam
rozdawałam się i
przecedzałam krew na mleko
kiedy to wszystko
wszystko
strasznie mnie drażniło i dręczyło
lepkie
ciepłe
nalane słodkawe i mleczne
tej właśnie nocy
przypłynęła samica humbaka
wielka matka
i rzuciła
młode humbaka
nie potrafią pływać
rodzą się żywe
potrafią wypić nawet
200 litrów mleka dziennie
dwieście litrów dziennie
dwieście litrów dziennie
dwieście litrów dziennie
brzuch jak rodzynkę…
brzuch jak rodzynkę
miękki i ciepły
akurat do zasypiania
zamiast poduszki
piersi jedną pełną
drugą pełną w połowie
szczęśliwe szklanki
miękkie i pachnące mlekiem
również okej zamiast poduszki
głębszy głos
krótsze włosy
wiecznie zarośnięte pachy
wszystko to tężeje
czyli mocniej jest
aż nagle
spotykam się
dopatruję się w łóżku
po raz pierwszy dość wyrośnięta na to
żeby się znaleźć
szum języka mowy…
szukam języka mowy
zawsze kiedy już się wydaje
mam to coś –
to szeroko rozkraczone
masywne
głębokie jak śpiew wieloryba
jakoś zamieram
mam obawy
czy coś tak nieskrępowanego żywiołowego
coś tak głośnego
naprawdę może mieć
coś wspólnego ze mną
oddycham samą sobą…
oddycham samą sobą
czasami schodzę niżej
w miednicę
staram się ją zrozumieć
wieloryby mi szeptały
że w krainie miednicy
kobiecość sterczy jak klify
teraz się zastanawiam
czy wieloryby mają miednice
nie mają
wystarczy im świadomość
ale ja ją mam
muszę
bo ludzkie dzieci rodzą się przez miednicę
a ja urodziłam swoje
moje dzieci musiały przejść
miednicą
więc wewnątrz mnie
musi sterczeć moja kobiecość
jak klify
żadnego puszku i dołeczków…
żadnego puszku i dołeczków
delikatnych włosków
zapachu brzoskwiń
na mojego mężczyznę czeka
czarna dziura
rów mariański
paszcza wieloryba czekająca na Jonasza
wnętrzności wieloryba
pochłaniają i nie pozwalają
niepohamowanie wciągają
czarno grożą szczecinami
nie wiem czy taką mnie wybrałeś
czy wyczuwałeś tę głębię
pomarszczoną przepaść pod zagłębieniem
ale taką właśnie mnie przytula
łokciami barkami nadgarstkami ramionami
tym wszystkim
jedyny mężczyzna na świecie
który obejmie
czarną dziurę
kocha się z humbakiem
napisać to wszystko…
napisać to wszystko
być świadkiem nadziei oraz pełnej zmywarki pralki suszarki
mówić o tym za jaką cenę
bo to tak strasznie dużo siły
którą wkładam w to ja ty ona
wszystkie kobiety świata
nie w dzieci
ale w siebie
w swoje przeistoczenie w matkę
a od czasu
kiedy nie tańczymy wokół ogni
a jedyny rytuał to obiad z teściową
od tego czasu nie mamy już instrumentu
na którym dałoby się zagrać tony tego przeistoczenia
ale rodzimy
rodzimy się
kosztuje to masę sił i krwi
wieloryby we mnie zbiegły się…
wieloryby we mnie zbiegły się
do rozmiarów domowych
ale żyją i szepczą tajemnice
nie mamy w łazience wszechmogącego lodu i śniegu
w zlewie nie walają się sieci ani wodorosty
ale żyjemy z ich zapachem
ze świadomością
że na drugim końcu naszego istnienia
pływają te wieloryby
matki i humbaki
jak olbrzymie obrazy mojej kobiecości
dzisiejsza tajemnica brzmi
umywalka też ostatecznie znajduje
ujście w oceanie
Alžběta Michalová (ur. 1991) – jest absolwentką dramaturgii teatralnej na Wydziale Teatralnym JAMU w Brnie. Pracuje jako dramaturżka. Była nominowana do nagrody Magnesia Litera 2015 w kategorii odkrycie roku oraz do nagrody Jiříego Ortena za debiutancki zbiór poezji Zřetelně nevyprávíš. W 2024 roku ukazał sę jej drugi tom wierszy Matčina.
Zofia Bałdyga (ur. 1987) Poetka, tłumaczka, pracownica socjalna. Autorka książek poetyckich „Passe-partout” (Warszawa 2006), „Współgłoski” ( Nowa Ruda 2010) „Kto kupi tak małe kraje” (Warszawa 2017), „Klimat kontynentalny” (Poznań 2021) oraz „Poslední cestopisy” (Praga 2023, nominacja do nagrody Magnesia Litera w kategorii poezja). Pisze po polsku i po czesku. Absolwentka Instytutu Slawistyki Zachodniej i Południowej UW. Tłumaczka najnowszej poezji czeskiej i słowackiej. Autorka antologii poezji kobiet „Sąsiadki. 10 poetek czeskich” (2020) oraz „Sąsiadki. 10 poetek słowackich” (2022). Za działalność translatorską uhonorowana Nagrodą „Literatury na Świecie” w kategorii „Młoda twarz” (2021). Mieszka w Pradze.
Jerzy Winciorek (10.09.2003) – odmawiam składania zeznań.