ilustracja: AMS
Trzy wiersze
Galina Rymbu / Zofia Katkowska
* * *
w środku snu budzą się śpiący, przebudzeni
drzemią na żelaznych szezlongach, w czasoprzestrzennych tunelach.
polityka nieobecności gra w karty sama ze sobą
w środku każdego znaku jest prosty korytarz, którym
idziesz sam.
nie ma sensu się rozglądać, z przerażenia
zaciskać pięści w kieszeniach, rzucać ciało
na spotkanie z ciemnością, przecież jutro
nie będzie po tym śladu.
słońce
wschodzi nad stosem budynków, wewnątrz zdarzeń,
gdzie każdego dnia,
otrzymawszy status neomorta,
przetacza się jeszcze jeden, jeszcze dwóch.
“piękno jest w oku patrzącego”, –
spluwając, powie ziemi prawy. i będzie miał rację –
jeśli by wyrwać te oczy, dowiemy się, co jest tam –
w środku każdego sposobu postępowania, spójrz
są tu małe ziarna, trudne nasiona
jeśli by je zebrać, to można by i tutaj znowu posadzić
niezgodę i chleb.
* * *
“To nie jest wojna” – powiedział w metrze jeden ogolony facet
do drugiego faceta, z ogoloną głową.
“Nie, to nie wojna, – mówią analitycy, – tylko jakieś tam działania”.
“To, co się dzieje, nie jest do końca jasne”, – konstatują w mroku towarzysze.
“Wojna wygląda inaczej”, – powiedziałeś, obejmując mnie. “Nie trzeba się martwić”, –
mówią z przekonaniem urzędnicy państwowi w transmisjach
na wszystkich pozostałych kanałach telewizyjnych, ale krew
już po cichu pojawia się im na czołach, niedaleko małżowiny usznej –
cienkie strużki, póki z ust nie tryśnie fontanna.
Umówiliśmy się, że
będziemy siedzieć cicho, póki nie zrozumiemy, co się dzieje. Jasności nie przybywa
i od 70 lat, jasności nie przybywa.
Lęk, lęk, który zamienia się w pożądanie. Mnogość konfliktów zbrojnych
w środku, w ustach, w łóżku; jeden dotyk – rozbijasz się.
Światła drogowe migają uporczywą czerwienią, obsesyjnie czerwone flagi
zapełniły ulice pewnego nieznanego kraju. Nieokreślone nieboszczyki
obwiązane wstążkami św. Jerzego, słodkie mumie w opustoszałych barach i restauracjach
przyjemny prowadzą dialog – o możliwościach sztuki niezależnej i nowych form,
o post-ludzkim świecie, o serze i winie, które roztopią
nasze serce, serca “opóźnionych”. Póki szerzy się wirus, wirus granic
już niszczy zdrowie ich umysłu, kochanego umysłu. Oto pytanie –
Ile krajów uczestniczy w tej wojnie?
Nie mniej i nie więcej, nie mniej i nie więcej. Przezroczysty samolot
przekracza granice wielu krajów. W środku – nadęci tłuszczem i strachem rządzący
patrzą w dół, nad czarnymi obłokami gniewu i nienawiści,
lecą w ostatnią podróż. Żądania, które nam stawiają
z rykiem wpadają do ciemnego, pustego przełyku.
Broń, skierowana do siebie. Zewnętrzne konflikty – w wielu
cięciach, niepowodzeniach, paraliż pamięci, strach rodzenia – wszystko zbiera się w jednym momencie.
Martwe ptaszki Rosji i Ukrainy wynieśli na wilgotnych deskach.
Szkielety walut na martwej giełdzie, materia, osiadła gęsto w nocy pokoju. . . –
Znowu znajome pieśni usłyszę,
Znowu wiosenne ulice pełne będą bojowych antifiarzy.
Znowu mogę ciebie kochać,
Znowu i znowu, póki nie dopełni się noc pokoju,
Nie ujawni się nasze zwycięstwo.
* * *
Tylko w naszym rejonie było tyle fabryk:
Fabryka opon, fabryka tkanin, wytwórnia tlenu
(której nikt nie widział – były tylko szare pudła i żadnego dymu ani światła)
Fabryka automatyki, fabryka cegieł, asfaltu, TEC-5,
Fabryka “Poljot” i aleja Kosmiczna i tym razem znowu było to jakby wspomnienie
– zalane słońcem.
Fabryka lodów i nawet na cmentarzu koło domu
Mała fabryka zajmująca się produkcją grobów.
I dużo szkół ponieważ rodzili dużo dzieci
I chłopcy, którzy wszyscy szli do wojska, którzy
Ledwo wiedzieli, co to armia i dlaczego, a jeszcze rzadziej
Słyszeli słowo “wojsko”,
Słyszeli słowo “historia”
To była nasza historia
A teraz
Stało się historią o tym
Jak “proletariat staje się prekariatem”
I jak zblokowane, błotniste, ciemne słońce topi się
W świecie nowych prac
To jest o tym jak być
Jeśli oni mają nóż, który w każdej minucie
może
A ty nie masz niczego poza pragnieniem by rozmawiać inaczej
Ale z nimi
W ich języku
ale o tym później
Przecież już niedługo zostanie tylko główna historia.
Tak więc, gdy mój ojciec przyjechał do miasta
Pracował w fabryce “Poljot”, która
Produkowała detale
Detale
Detale
Dla rakiet kosmicznych
(które konstruował między innymi –
dziadek mojego przyszłego męża,
on chodził do restauracji “Armenia”)
A oni wieczorami wypiwszy wódkę
Grali nimi w pustych warsztatach jak dzieci. Mama
uczyła w zawodówce koło fabryki,
Skąd potem szli pracować do innej fabryki
Albo – trochę później – zabijać (kochać, żyć).
I fabrykę “Poljot” zamknęli, a teren zrównali z ziemią i zbudowali nowe domy dla ludzi –
Kim są ci ludzie?
Potem on pracował w fabryce “Syberyjski kauczuk”
Na wysokości wielu metrów naprawiał rury napełnione odrażającymi substancjami
Amoniak
Kwas
Benzole
Fenole
Piekło
Oni nocą z przyjaciółmi wozili stamtąd złom przez rejon “Nieftianiki”
Do punktu odbioru (droga lśni od deszczu) na dużej ciężarówce,
gdzie grała Tatjana Bułanowa, Irina Allegrowa, wszyscy ci ludzie, szanson
Ale potem
Rura pękła i zadzwonili do drzwi i powiedzieli, gdzie znajduje się nasz tata
Ale dosłownie tego samego ranka wrócił do nas całkiem sam w bandażach; uciekł, biegł do nas
Cały brzuch miał poparzony kwasem i pokryty ropną skorupą
I jeszcze na twarzy miał dwie kropelki
Które teraz tworzą dziwną bliznę na skroni i koło oka
Ale potem i tę fabrykę zamknęli
Albo sprzedali, potem znowu sprzedali (już zachodnim nabywcom)
I ojca zwolnili
I wszedł do naszego domu już inny
I zapomniał o wieczornym łowieniu ryb za fabryką asfaltu w naszej okolicy
Gdzie razem w jesiennym zagajniku puszczaliśmy klonowe samolociki i na niebie unosił się gęsty dym
Rur TEC-5
Pracował jeszcze w fabryce opon, która też była niedaleko domu
Nie pracował tam zbyt długo
Tam, gdzie toczyły się czarno-czarne opony dla samochodów przyszłości
Dla ludzi teraźniejszości, myślał – dla naszych wnuków, dla naszych dzieci
A teraz nie wiem co się stało z tą bogatą czarną fabryką
Może jej też już nie ma
=
Ale ludzie, gdzie są ci ludzie?
Przecież oni zostali, nie zniknęli razem z pustymi warsztatami
I ich kości nie spoczywają pod gąsienicami buldożerów
Przecież oni gdzieś pracują, ale tam
Ich jakby nie ma.
Czy są?
Z kim rozmawiamy?
Kiedy jeszcze chodziłam do szkoły w dzielnicy Kordnyj
(była tam fabryka tkanin
i wytwórnia tlenu gdzieś niedaleko,
był nawet taki przystanek,
ale samej fabryki nigdy nie widziałam –
tylko sześcienne szare budynki i żadnego dymu ani światła)
. . . Tak więc,
Już wtedy przeczuwałam, że dojdzie do takiej rozmowy,
Że wcześniej czy później się odbędzie, rozpocznie,
Nie wiedziałam, kto ją będzie prowadzić,
Ale wiedziałam, że nie będę w stanie niczego powiedzieć.
Jak
Będę w niej uczestniczyć?
I wychodzi na to, że będę tak jakby nie tutaj,
Chociaż wciąż jestem tam,
Ale jak mam uciec od wiecznej agresji uczestnictwa?
W tym czasie jeszcze płonęła rafineria na drugim końcu miasta
i takich płomieni nie widziałam już nigdy nigdzie
(jak oddać skalę tych płomieni – mówić “ogień”, “to wszystko”, “to we mnie”?),
nawet kiedy płonęły podmoskiewskie lasy i biegały zwierzęta
I biegały zwierzęta
Może dlatego nigdy nie zrozumiem – jak to jest? co to – pisać dla pracujących?
Co to takiego – oddzielać dla nich ziarno od plew
Czyż to nie one – ziarna
Oto one – kamienie
Oto – doświadczenie
I co ja jeszcze mogę ojcu w takim wypadku powiedzieć?
………………………
Czy może – odwrócone czasy,
Kiedy ojciec poszedł do czyjejś daczy wykonać pracę,
Pracował wtedy z drewnem, i
Piła obcięła mu palce prawej ręki,
Ale zszyli.
I nawet już o tym nie pamięta.
Mam 4 lata (czas głównej historii)
Siedzimy na krawężniku z bandażami mama tata i ja
Pijemy sok brzoskwiniowy
Lato upał
Jasne kwietniki obok szpitala gdzie rosną byliny
……………………………………………………………….
Przyjdzie moment, kiedy nikt nie będzie o tym pamiętał
……………………………………………………………….
I ja
Później nauczyłam się czytać nuty
Ale i tak nie mogłam usłyszeć muzyki
A dokładniej
Na obrzeżach w domu (szum) tuż obok rosyjskich, muzułmańskich, żydowskich
cmentarzy,
I ludzi z fabryk tam zabierają,
A potem przynoszą im kwiaty i cukierki.
A my, dzieci, biegamy w majowym deszczu między grobami i jemy te cukierki. –
Tak mija czas głównej historii.
I później na dworze za garażami wzywamy wiedźmę,
A jedna dziewczynka nawet sprzedała, podobno, duszę diabłu za paczkę cukierków, rybę i nowy żyrandol.
Tutaj nie ma ani jednej metafory
Tutaj nie ma niczego, co by skłaniało do przeczytania
Niczego traumatycznego
Obowiązkowego lub przypadkowego
Zdarzenia tutaj rzadko się rymują i tak bywa
Kilka słów i rzeczy sprawiło że to sobie przypomniałam
Chcecie jeszcze ze mną o tym rozmawiać
Galina Rymbu (ur. 1990 w Omsku) – rosyjska poetka, krytyczka literacka i tłumaczka. Laureatka wielu nagród literackich, m.in. Borders International Festival poetry prize. Od 2018 roku mieszka we Lwowie.
Zofia Katkowska (ur. 2002 w Gdańsku) – poetka i tłumaczka poezji, głównie z języka rosyjskiego i francuskiego.