ilustracja: Miron Bania
Trzy wiersze
Paweł Nowakowski
Stan zapisany, zwierzęcy
W dogodnym momencie, bez większego celu, właśnie tyle
powinno wystarczyć: sieć relacji, cykl wędrówek, wartościowanie
obcych, wszędzie widoczne podobieństwo do mięsa w spoczynku.
Za nami szarość, ożywiona lub niedożywiona, na działce w upalne
dni z radia gra hejnał, trudno powiedzieć, czy ten lokalny, na pewno
prowadzony na cztery strony świata. Po drodze mijamy prawdziwe
sanktuarium, a to wiele już mówi, bo od co najmniej kilkudziesięciu
minut, mimo wielu świadectw, na obecną chwilę nic jest w stanie
dowieść ukazanego przedtem oparcia, fastrygi widocznej na szwach.
To nie moja broszka, mam prawo tu być nie bardziej niż ktokolwiek
inny, jest zaduch, a mucha dobija się w okna i nie wie co począć, środek
zachęca swoim stałym punktem, bez relacji wrzucanych przed i tuż po,
z naciskiem na dzierżawę podwórza, mimo nie najlepszych odczuć w
stosunku do publikowanych portretów: treści żołądka, a później łożyska.
W całej tej sytuacji nie pozostaje nam nic innego niż stawiać przykłady,
na wyczerpaniu, na głos, rzucać powtórzeniami w rytm zdzieranej płyty.
Bo jak inaczej nazwać ten ciągły głód jutra, prowadzony przez samotny
dotyk i zapach świeżo skoszonej trawy w trakcie biegu wzdłuż najstarszych
zaułków starego miasta, gdzie z jednej strony mijamy grządki w rzędach,
słabe punkty w giezłach, dawców przystrojonych w konduktorskie mundury
linii dalekobieżnych, a z drugiej wiecznie pozamykane witryny w złączach,
z zastawionymi parasolami na bezgłośnym deptaku w samym centrum krypty?
Tak teoretycznie
Czy poezji totalnej łatwiej być zjebaną?
Rodzaj kary
To dużo dla oka w tak małej przestrzeni: przewiązany łańcuchem
dostaw jestem jak różnica między stanowieniem a stosowaniem,
wyczerpany jak pełna mocy mieszanka, dawno utracone epistoły,
z myślą i wieścią wędrującą po grząskim piasku, ziarenkach, które
z impetem godnym wielkiego dramatu, na jednej nodze, krzątają
się wśród kęsów, w lawinie przemocy związanej ze zdobywaniem
pokarmu, postępu, który izoluje jak zmiana zamków, by w całym
tym zamieszaniu wreszcie okrzepnąć, a na tym przecież nie koniec.
Chyba też nie jestem do końca przekonany, co właściwie tu robię,
ktokolwiek by nie usiadł z gazetą na ławce, to widok właściwie już
niespotykany, a jednak mam to szczęście, by z oddali być świadkiem,
potem dopiero przejść obok, w sąsiedztwie nagłówka, który powtarza
to, co i tak już wiemy: zbliżające się letnie wieczory, pomarańczowe
od słońca bloki, puste trzepaki, a wokół spokój i zaśpiew kosa jak
lutnia, która wyszła z użytku, uderzająca w rytm skojarzeń o trasach,
już zabudowanych i dalekich od makiet, zgłębianych w próbie syren.
Patrzysz w górę i nic nad tobą nie ma, przez zanieczyszczenie światłem,
przez drogę, którą nam zastępują fałdy koszuli, szeroką pręgą, z naciskiem,
parasolem i chusteczką w kurtce, dzielimy na czworo widokówki z placów,
za rogiem czeka przystanek i składanie zeznań, spalanie z sączkiem lub bez.
Paweł Nowakowski (ur. w 1992 roku w Sieradzu) – autor książki poetyckiej Między innymi (2017). Wiersze publikował m.in. w Afroncie, Kontencie, Fabulariach, Stronie Czynnej i Stonerze Polskim, w przeszłości nominowany również do Nagrody Głównej w XXI OKP im. Jacka Bierezina. Z zawodu radca prawny. Mieszka w Poznaniu.
Miron Bania – redaktor Trytytki