Pożodze obmywanej przez ocean.
Rękom obejmującym stolicę.
Kraliçe, regina.
To właśnie koralik, który sturlał się po schodach,
ukazał nam tornado w piwnicy. Jego kończyny,
zwisające z nich ogrody, mosty tańczące wokół
wydłużających się cieni. Tentáculos, noche.
Königin, rainha.
Płomień zlizuje zieleń okolicznych wsi.
Rzeki wykręca się w czułym objęciu.
Sangre azul, longer and longer tentacles.
Chciałaś być prowadzona po omacku nad Elbę,
moczyłaś stopy w Odrze o świcie. Bez brania
jeńców. Zdmuchując wioski. Wspinałaś się.
Symulowany ból, uśmiech przy stogu siana.
Pomarańcza. Słodki miąższ. Tkanka.
Czemu horyzont pruje ci się w ustach,
gdy podnosisz kopułę katedry?
Mylisz ją z pokrywką od imbryka?
Przez twoje żyły przepływa Sardynia.
Historia popiołu na skórze.
Kręgosłup urwany kwiatu.