ilustracja: Aki Mirai
TOP3 wcieleń Edyty G.
Kacper Szpyrka
TOP3 wcieleń Edyty G.
At waterloo, Napoleon did surrender
oh yeah
– ABBA
– Pani Edyto, jakiś dres do pani! – powiedział manager, zagryzł wargi i zastygł w grymasie niepokoju.
– Co? Co to za żarty? – rzuciła w odpowiedzi.
– Ktoś wpisał… i… ja nie zobaczyłem… a teraz…
– Teraz to już trudno. Skoro figuruje w moim grafiku, niech wejdzie, z moim grafikiem nie ma żartów, bo kto śmieje się z mojego grafiku, śmieje się ze mnie. Dawaj mi tego dresa. A ty masz się zgłosić do Wilhelma i powiedz, że kazałam przekazać: Manager ist tot. I niech przyjdzie do mnie kiedy skończy.
– Ale co ma skoń…
– Sza! Sio! A ten niech już wejdzie. Nie mam czasu na bzdury – po tych słowach bladolicy manager wybiegł podskakując, a w drzwiach pojawił się wysoki, łysy, mężczyzna w wieku około czterdziestu lat ubrany w zielony dres.
– Pani Edyto, słyszałem, że jest pani na tym świecie już cztery tysiące lat. Bardzo mi się to spodobało, więc skopiowałem na mojego game boy’a relacje z wszystkich pani reinkarnacji i oglądałem je jedna po drugiej aż do teraz. Chce pani poznać moją listę TOP 3 pani najlepszych wcieleń?
– Wolałabym nie.
– Kurde, proszę pani, ja tu oglądam na game boy’u od czterech tysięcy lat, w lipnej jakości obrazu i dźwięku, żeby pani podać TOP3 pani najlepszych wcieleń, ale pani nawet nie zdradza zainteresowania. Czy jest jakiś cel w trudzie żywota ludzkiego?
– Hm. Zróbmy tak, mogę chcieć usłyszeć pańską listę TOP 3 moich najlepszych wcieleń, ale jutro.
– A co ja mam robić do jutra?
– Nie wiem, usiądź tam w kącie. Mów mi Edyta.
– Miło mi, Edyto. Ja nie jestem pewien, jak mi mówić.
Po tej wymianie uprzejmości, rozległo się pukanie. Na skinienie Edyty drzwi się rozwarły, a w nich ukazał się dwumetrowy dryblas ubrany w XVII wieczny frak i powiedział niemczyzną, która zadźwięczała jak hymn Hölderlina:
– Manager ist tot – obrócił się na pięcie jak hymn Hölderlina, a drzwi się za nim zamknęły jak za Hölderlinem hymn. Hölderlino, chleb i wino. Edyta zaś zwróciła się do dresa tymi słowy:
– To był Wilhelm. Czasem mówimy na niego Wilma, a czasem milczymy. W ogóle to całkiem zabawna historia, przyjechał na nasze ziemie za Stanisława Augusta Poniatowskiego i tak przypadł królowi do gustu, że ów wydał dekret, według którego Wilhelmowi z Königsbergu pod karą śmierci ma kategoryczny zakaz umierania. KA-TE-GO-RY-CZNY – z lubością akcentowała każdą sylabę tego słowa, jakby za młodu ostro ćpała Kanta – I tak jakoś mocą tego świstka papieru żyje sobie do tej pory. Poczciwina z tego Wilhelma, wszyscy go tu lubią. A on najbardziej lubi pieski. Takie puchate. Krokodyle też bywają niebanalnej urody. Widziałam kiedyś filmik z krokodylem, ale akurat zjadł komuś psa i ogólnie niemiło. Wszystko zależy od kąta padania światła. Światło jest istotą piękna. Piękno to Dobro. Wjechał Proklos. Niezły bigos. Spisał ksiąg stos. Dobre życie, piękny los. A w kielichu kłos żyta. Tu na stole, szklanka umyta, zapraszam, a Proklosa tam sobie doczytaj, bo bez jedni i teurgii ciężko się żyje w późnym kapitalizmie. Czytaj i mrugaj.
– Chyba metalurgii?
– Chodź za mną, zapiszemy cię do moży lasońskiej.
– Chyba loży masońskiej?
– Moży lasońskiej.
– A nie loży masońskiej?
– Moży lasońskiej?
– Chyba kozy damasceńskiej?
– A może doży kazachstańskiej?
– A może doży las mży teutoburski, z ziemi Wolskiej na Azory kursuje 173 Kurski?
– Bitwa pod Kurskiem.
– Kurwa pod Bitskiem.
– Kur ma Bitonierkę w bucie.
– Kurwa pod Gaugamelą a-la-la-la-la-lą, a-la-la-la-la-lą, a-la-la-la-la-la, lą-lą-lą-li-lą, komon!
– Kurwa pod pi papa para pu. I’M THE SKATMAN!
– Skat pod Ski-Ba-Bop-Ba-Dop-Bop.
– Bitwa pod Pape Batman, pape Batman aleppe!
– Czy wiadomo jeszcze, czyj to dialog? Tyle ich było, a nie są podpisane, po myślnikach ciężko się połapać. Komu by się to chciało liczyć…
– Ja jestem Edytą!
– Nie, to ja jestem Edytą!
– A ja nią nigdy nie byłam!
– A ja, nawet gdybym nią była, to i tak jestem tobą, czterdziestoletnim dresem! To nie ja byłam Edytą!
– Gdybym był Edytą, ja-ba-diba-diba-diba-diba-diba-diba-dum, byłbym też sybarytą i barytonem.
– Billy Baryton is not my lover.
– She’s just a girl who claims that I am the One!
– I wróciliśmy do Proklosa. The One. Jednia. Hen to pan kai ta panta hen.
– Przeczytałeś już Enneady lambady scooby-dooby-doo?
– Tak, wtedy, kiedy śpiewałaś „a-la-la-la-la-lą, a-la-la-la-la-lą, a-la-la-la-la-la, lą-lą-lą-li-lą, komon”.
– Tat twam asi, Śwetakurwiu!
– Proklosa! Proklosa!
– Assim você me mata!
– Ai, se eu te pego!
– Ayayayay, mi corazón! (Oboje jednocześnie)
– Andrzeju! Andrzeju! Wołaj Ramakrisznę! Niech gra muzyka! Z moim przyjacielem zatańczyć chcę taniec Nasadija! Hawanagila! Namaste! O made maste flore! O made! O made! O madeo in China-China-Riki-Tiki-Taki i Kasztanki! Kasztanka! Huź, huź, hola!
Jeszcze w trakcie słów Edyty rozległy się dźwięki sitaru, tabli i akordeonu, na których to wszystkich trzech instrumentach grał urzędujący prezydent RP, ona zaś zaczęła tańczyć makarenę. Dres był zupełnie zdezorientowany, ale z Nasadiją się nie polemizuje, do Nasadiji się tańczy makarenę. Dołączył więc do niej i tańczyli tak póki nie odpadły im przegubowe kończyny z kauczuku, a zegar właśnie wybił drugą w nocy. Wtedy muzyka ucichła, a Edyta szepnęła mu na ucho:
– Chodź, pokażę ci coś – rozmówca nie miał wyboru, do posłusznego uczestnictwa w gościnie zobowiązywał go pradawny prapolski pratraktat o praobowiązku praposłusznego prauczestniczenia w pragościnie pranapisany przez pradziadów na prapapierze z prapapirusa.
– Przecież nie mam kończyn, jakże mam iść… – odpowiedział.
– Mamy tu znakomitego Kończyniarza Kauczucznika, co nam wnet nóg nawtyka bez liku!
– Chodź, Kończyniarzu Kauczuczniku, chodź ku nam i wtykaj! Fiku–miku! Twa praca nas umobilni, póki następna usterka nie nadgryzie ogona kolistego czasu.
– Czy wiesz, czemu blik tak pipczy w księżycową noc?
– I czemu ryś tak dębom mierzy zad?
– Czy osuszysz te plazmodie, co z rur płyną?
– Larwy, które kolorowy czesze skrzat!
– Malwy, z których klosz morowy jest bez VAT!
– Co to jest plazmodia?
– Nie „co”, tylko „kto”! Plazmodia to dzierżawca wymieniający żar na talary.
– W dzierżawę netto bez tary?
– Chodź na nawę, Elżbietto! Gdzie Żary?
– Ża-żary, welcome to, kapara dajesz tu!
– Szaszłyki witam, jedząc rozkwitam
– KAPARA DA-JESZ-TU (Oboje jednocześnie)
– Forever Jung, i want to be forever Jung! – zaśpiewał dres, ale już w osamotnieniu, na co Edyta zareagowała dość ostro:
– Koniec! Dość! Jeśli ja mym śpiewem tu ładu nie nadam, nic ładu tu nie nada, ta-dam!
W drzwiach pojawił się Kończyniarz Kauczucznik i nawtykał im nóg, ile wlazło. A wlazło po osiem na jedną osobę. Po tej arachnizacji przystąpili do chodzenia po ścianach.
– Andrzeju – zawołała po chwili – otwórz nam okna, chcemy wyjść na spacer. Chciałabym, żeby każdy człowiek na świecie miał w domu saszetkę kisielu i puste pudełko po zapałkach.
– Edyto, coś cię gryzie? – zapytał ośmiokończynny arachno-dres – Wiesz, że możesz ze mną pogadać o wszystkim. Jestem czułą przewodniczką z papierami z ZUS-u.
– Nie, wszystko jest git.
– Czuję, że coś nie gra. O co chodzi? Czemu taka jesteś?
– Jak się śpiewem włada, to trzeba jakoś ład nadawać. To ciężki zgryz do zorzeszenia.
– Na co każdemu człowiekowi na świecie kisiel?
– Żeby wiedzieli, jak ważna jest woda. Trzeba pić osiem kubików wody dziennie. Codziennie. Kisiel natomiast bez wody to pył i proch ulatujący z wiatrem, a człowiek to nie, człowiek to potęga, pyłem nie jest, prochem nie jest, z człowiekiem to zupełnie inaczej, patrz na mnie, ja już tu 4000 lat kicam jak kozica i nigdzie się nie wybieram na żadne zanikanie.
– A pudełko?
– To, co niegdyś dawało płomień pożogi zostawiający za sobą tylko zwęglone kości, było jednocześnie ogniskiem domowym trzymającym chłód nocy w bezpiecznej odległości. Tego już nie ma. Zapałki się skończyły. Ogień wygasł. Szlugi można już tylko trzymać za uchem. Ważne, żeby o tym pamiętać.
– Czy chcesz poznać mój TOP 3 swoich wcieleń, Edyto?
– Mów mi Pająk Edyta, powinnam być pajęczycą, ale akurat jestem pająkiem, to jest moje aktualne wcielenie, a ty od teraz jesteś Dreśnikiem Zielonym. Teraz możesz mi powiedzieć, jakie jest twoje TOP 3 moich wcieleń, Dreśniku Zielony.
– Ipuwer, Czyngis-chan i Gronkowiec złocisty.
– A moim ulubionym wcieleniem mnie jest Pająk Edyta. Chcesz zostać moim managerem?
Wystający ponad horyzont kawałek słońca oświetlał skupioną twarz ośmiokończynnego Dreśnika Zielonego.
Kacper Szpyrka (ur. 1991) – krakowski muzyk, księgarz, tłumacz, absolwent filozofii. Sporadycznie pisze opowiadania. W 2021 ukazało się jego tłumaczenie „Jak się tworzy powieść” (Cómo se hace una novela) Miguela de Unamuno, a aktualnie przedziera się przez plątaninę gwatemalizmów w Asturiasowym „Panu Prezydencie” (El Señor Presidente). Efekty jego pozostałych prac translatorsko-literackich można znaleźć w „Literaturze na świecie”, „Wizjach”, „Kontencie” i „Stonerze Polskim”. Skrzypek i wokalista związanego z wytwórnią Karrot Kommando zespołu Kirszenbaum. Przepada za literaturą hiszpańskojęzyczną, grami planszowymi i buszowaniem po antykwariatach. I za tym piwem z Makłowiczem na etykiecie.
Aki Mirai – graficzka, performerka, publikowała w takich pismach jak „Nigdzie”, „Stoję w miejscu”, „Serwetka”. Zajmuje się wielopoziomową analizą anime Serial Experiments Lain, moderatorka internetu.