ilustracja: Paulina Fonferek
Krzesełko
KORNELIUSZ ZAPADA
Krzesełko
Ćwyłzgność to swoźna jadra
Z przysłów warludzkich
Jeszcze, jeszcze i jeszcze, i jeszcze… – mamrotał Czereżdżeniak pochylony nad swoim na wpół opróżnionym Gustnikiem z pianką – Ech, wessać się we własne dziąsła, w podróż głęboką zapuścić…
– Dokąd tak halsujesz siostro, uśmiechnął się krzywo Chłepulec, co przysiadł właśnie ciężko na sąsiednim stoliku.
– Chyba bracie – mruknął tamten spod przymkniętych powiek.
– Co za różnica – Chłepulec wzruszył wątłym, mieniącym się pastelowo ramieniem.
Było ich dwóch, a tłum. Każdy bowiem Warludczyk ciągnął za sobą ogon złożony ze wszystkich swoich wcieleń, ze wszystkich ról i przeczuwań. Ogon ów falował, kłębił się zawile, niczym sfora opętanych tancerzy, z których każdy podrygiwał w innym, sobie tylko znanym rytmie. Ogon skrzył się tysiącami możliwości. Ogon płakał i śmiał się jednocześnie. Śpiew jego niósł się w dal po surowym, warludzkim stepie, a odbijając się echem od nagich skał przybierał wciąż nowe formy. Było tego bez liku.
Schodzili się kolejni. „Poskładajnia” jak co wieczór wypełniała się ciżbą. Warludzkość, gnuśna i ospała. Kłębili się przy stolikach popijając swoje Katanki, Świerdony i mocne jak sam czort Kaszlniki w jednym tylko celu. Każdy z mieszkańców wieczności pragnął choć na chwilę się skończyć. Wyznikomić się chcieli. Ogona na moment pozbyć. Żeby ich poskładało. Pstryk.
Kudajec znał tu wszystkich. Choć zarazem i nie znał nikogo, bo jak tu znać wszystkie te maszkarony, wszystkie piękności, cudaki, robaki i olbrzymy, co kłębią się w czyimś ogonie. Stał za błyszczącym kontuarem i nalewał koktaile. Zrobiłbym z nich kiedyś ogonową zupę, splunął na podłogę, a plwocina jego poturlała się po linoleum i przysiadła na środku sali niczym opalizujące oko. Oko wpatrywało się bezmyślnie w sufit.
Wtem drzwi „Poskładajni” rozwarły z trzaskiem. Do środka wpadł stepowy wiatr. Ogony zafalowały niczym końskie grzywy. Iha, iha.
Do sali wszedł Kałdunek Wacław z niedużym krzesełkiem na głowie. W milczeniu poczłapał na środek, odstawił krzesełko i sapał próbując przez dłuższą chwilę złapać oddech. Za nim dreptały jego maszkary, kłębiły się w sieni, wpadały na siebie, rżąc niczym sfora rozwydrzonych uczniaków, co właśnie wrócili z sanek.
– Tamilec Nogaj został skrześlony.
Drżący głos Kałdunka wytrącił wszystkich z letargu.
– Jadra! Jadra! – zawył poruszony Czereżdżeniak i zaczął macać oparcie krzesełka, które było kiedyś Tamilcem.
Kałdunek dał mu po łapach.
– Zostaw! To może być ważny dowód rzeczowy.
Goście schodzili się jeden po drugim, trzecim, milionowym, dotykali drewnianych nóżek. Chłepulec próbował usadzić na krzesełku choć jeden półdupek. Spekulowali.
– Może sam się skrześlił?
– Nie miał już ikry.
– Świństwo!
– Skurwipołeć…
– Mówicie to z zazdrości!
– Co na to jego matka?!
Przez tłum przeciskał się ktoś roztrącając na boki gawiedź. Osoba o ostrych rysach. Nie przebierała w słowach.
– Ręce precz od krzesełka!
– Kim pani jest! – warknął Kałdunek wystawiając mikre piąstki.
Ale osoba nawet na niego nie spojrzała. Dotknęła tylko niedbałym gestem płaszcza, pod którym rysował się odciśnięty obły kształt. Ryba. Albo lufa.
– Komisarz Świńzgiologia Narazińska, przejmuję tę sprawę.
– Ale…
– Milczeć.
Korneliusz Zapada – pół-Polak, pół-Niemiec, pół-Bóbr, żarłok i baletmistrz z Mławy, od lat amatorsko uprawia troglodytyzm, świszczy gracko, chętnie kładzie się pod topór, klnie jak szewc.
Paulina Fonferek – rocznik ’86. Aktorka, performerka, pedagożka. Kocha wulkany i chodzenie boso po lesie. Pochodzi z Elbląga, mieszka w Warszawie. Jej ilustracje znajdziesz na https://www.instagram.com/inne_maja_inaczej/