ilustracja: Tomek Paszkowicz

 Mam cię bunny

SYLWIA KWAŚNIEWSKA

Mam cię bunny

Wydawał się bardziej puszysty. Z daleka jego sierść lśniła o wiele mocniej, a gdy się ode mnie oddalał, pękaty ogonek wciąż podskakiwał, zapraszając do dobrej zabawy. Od początku wiedziałam, że chcę go złapać i tulić, poczuć miękkość satysfakcji i patrzeć jak jego nieskazitelne futerko dotyka moich dłoni.

 

Kiedy wiedziałam, że ze mną zamieszka i stanie się nieodłączną częścią codziennego istnienia, zrobiłam mu komfortowe posłanie, a potem założyłam osobny folder na dysku D. Chciałam żeby czuł się mile widziany, tu i tam, realnie i wirtualnie. Dysk SSD i terabajt na dane to półka premium, byłam pewna, że doceni moją hojność zanim się zadomowi.

 

Pierwszej nocy, gdy był już mój, nie wiedziałam co z nami będzie. Nie umiałam go jeszcze przytulić, wydawał się obcy i czułam się przy nim onieśmielona. Na wszelki wypadek ja spałam na łóżku, a on na podłodze. Byłam świadoma, że nie ucieknie, dopóki nie powiem mu żeby spierdalał. 

 

Pierwszy raz zamarzyłam, by posiadać króliczka dziesięć lat temu. Wszyscy mi odradzali i krok po kroku doprowadzili do utraty pewności, że dam radę go pielęgnować. Potem odzyskiwałam tę wiarę, żeby po chwili na nowo ją tracić. Patrzyłam z zazdrością na innych, którzy mieli już wymarzone, dorodne króliki, czekające w kolejce do repozytorium. Po wielu latach znoju i emocjonalnych huśtawek, przy rozstaniu niektórzy czuli żal, a inni wdzięczność. Tej pierwszej nocy uświadomiłam sobie, że też przejdziemy podobną drogę, a jeśli rozmyślę się w trakcie, mój królik zdechnie przedwcześnie w męczarniach.

 

Początkowo spaliśmy coraz bliżej siebie, ale czasami zamykałam go w szafie i udawałam, że się nie znamy. Przerażał mnie, miał przenikliwe spojrzenie, w zależności od pory dnia zmieniał kolor oczu i nigdy o niczym nie mówił wprost. Zazwyczaj wcale się nie odzywał. Od profesorów słyszałam, że królik ma spory potencjał, ale zamiast go dostrzec wolałam płakać po kątach nad trawą, którą ciągle rzygał. Królika karmiłam rozsądnie, wszystko według nieformalnych zaleceń, żeby go nie przekarmiać. Za to on wciągał łapczywie źdźbła trawy, a potem rzygał i rzygał, jakby miał w sobie całe hektary zielonych mleczy. Skąd to się brało w tym małym żołądku? Nikt nie potrafił temu zaradzić, jedynie post przerywany pomagał na chwilę, ale po nim następowało kompulsywne przekarmianie. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam jak haftuje na dywan, myślałam że to błąd jego organicznego systemu. Przecież króliki nie mają zdolności rzygania. Zdezorientowana znalazłam w papierach instrukcje obsługi, a kiedy dotarłam do punktu 5.9.1, wszystko stało się jasne. W instrukcji ktoś mądry wyjaśnił sytuację, “Modele od 2022 roku są wyposażone w czterordzeniowy żołądek z funkcją zwracania pokarmów oraz możliwością doświadczania konwulsji”. Byłam zszokowana i nie czytałam kolejnych punktów, zgięłam instrukcje w rulonik i wyrzuciłam do kibla.

 

Jesienią pierwszy raz umówiłam się w katowickiej kawiarni z tymi, którzy też od wakacji hodowali króliki. Spotkanie przypominało konkurs noblowski, a przygotowania trwały dłużej niż wieczność. Staranne zaprezentowanie królika było na liście moich priorytetów, kupiłam mu z tej okazji diamentową smycz. Nie starczyło mi kasy z marnego stypendium, więc wzięłam kredyt, który będę spłacała przez kilka następnych lat. Mogłam dla króliczka zrobić więcej niż wszystko, zależało mi by nie czuł się gorszy, więc dodatkowo zrobiłam mu hybrydowe pazurki i dokleiłam rzęsy, żeby wydawał się bardziej zadbany.

 

Na miejscu każdy zamówił kawę, a dla królików kupiliśmy zimną płytę, gdzie oprócz trawy był seler naciowy pokrojony w słupki 5 na 2 centymetry i krążki marchewki, oprószone jadalnymi kwiatami. Rozmowa była z góry zaplanowana, nie spodziewałam się niczego innego niż festiwalu zachwytów.

– Mój w zeszłym tygodniu zaczął dojrzewać, gęstnieje mu sierść i rosną mu uszy! – Ekscytacja kolegi wprawiła mnie w duże zakłopotanie, u swojego królika nie widziałam podobnych zmian, czy powinnam zacząć się martwić?

– Daj spokój Czarek, już się nie chwal tym swoim, nie u każdego tak dobrze się ułożyło – a jednak, pomyślałam i zadbałam, żeby moja satysfakcja nie była widoczna ani w kącikach ust, ani w zmarszczkach na czole.

– Ty to masz przewalone, u mnie zresztą nie lepiej. Spójrz na niego, jaki zadowolony, je tego selera aż mu się uszy trzęsą, a w domu? Ucieka, ciągle się chowa po kątach, nie mam do niego siły. Ostatnio 5 dni szukałam dziada i wiecie gdzie był? Tarzał się w papie na dachu, drapał się o nią całymi dniami. Konserwator z bloku zapukał do mnie i pyta czy to mój królik. Tak się zafokusował na papę, że wbijał pazury i trzymał się z całej siły, aż trudno go było oderwać – Aśka głośno westchnęła po swoim krótkim wyznaniu, cały czas patrząc kątem oka, czy królik je jeszcze selera, czy szykuje się do ucieczki.

– Mój rzyga, prawie codziennie – wypaliłam nieśmiało, bo temat średnio pasował do słodkiej kawy z syropem o smaku słonego karmelu.

– Na to jest sposób – Czarek jak zwykle wiedział co robić – musisz go karmić tym, co sama najlepiej trawisz.

– Hmm… na to nie wpadłam – może to była i dobra rada, od samego początku dawałam królikowi to co najlepsze, ale nigdy tego, co sama lubię najbardziej.

– Wróćmy do mojego problemu, poradźcie coś do cholery, bo ja serio nie wytrzymuje – Maks zaczął podwijać nogawkę od spodni. Zobaczyliśmy głębokie ugryzienia na całej nodze, a do tego w połowie zjedzoną łydkę. Było widać, że wszystko jest świeże i dopiero niedługo zacznie się trochę zabliźniać.

– Nie wiem co ci poradzić – Aśka znowu westchnęła, a my wbiliśmy wzrok w kawiarnianą podłogę.

– Spiłuj mu zęby – wpadłam na pomysł brutalny, ale ocierający się o genialność.

– Mój dziadek ma pilnik elektryczny w piwnicy – skoro Czarek zaproponował pilnik, byliśmy pewni, że nie istnieją alternatywy.

 

Następne tygodnie mijały jak sen, wstawałam rano, a królik siedział mi na kolanach przez kilka godzin, które poświęcaliśmy wspólnie na pracę. Któregoś dnia zaczął dopijać resztki zimnej kawy z brudnych filiżanek. Tracił energię, widziałam to. Też miałam jej coraz mniej, a popołudniowe drzemki przestały w czymkolwiek pomagać. Noce stawały się niespokojne, przerywane dziwnymi snami, po których moja niechęć do tej puchatej kulki rosła i rosła. Przez to wszystko krzyczałam na niego gdy popełnił najmniejszy błąd, za każdym razem groziłam mu natychmiastową eksmisją. W czwartkowy wieczór wróciłam z Lidla z dwoma workami marchewki. Patrzę, a on żre wszystko co go nie dotyczy, książki, ubrania, zabawki dla kota, całe moje życie wciąga do króliczego żołądka, nie zostawiając w nim miejsca na nic oprócz samego siebie.

– Przegiąłeś! – Zaskoczył mnie mój własny, bezwzględny ton podszyty nienawiścią.

Wzięłam królika za fraki, trzymałam go mimo pisków za uszy, które jednak zaczęły mu rosnąć. Pazurkami z resztkami hybrydy próbował się ode mnie odepchnąć, żeby móc dalej pochłaniać wszystko, co napotka na swojej drodze. W szufladzie na sztućce znalazłam zapalarkę do kuchenki gazowej i wcisnęłam ją do kieszeni. Wyniosłam królika na śmietnik za kamienicą. Wychodząc nie założyłam butów, stałam na trawie w skarpetach, które nasiąkały zimnym deszczem. Wrzuciłam go z pogardą do kubła i podpaliłam bez żadnych skrupułów. Od razu zaczął skwierczeć i syczeć, kolor oczu zmienił na granatowy. Jego futerko szybko zaczęło robić się czarne, niektóre kłęby kłaków płonęły, a inne szybko gasły, zamieniając się w żałosne kłącza nadpalonej sierści, cuchnącej spalenizną. Patrzyliśmy na siebie przez kilka minut, zanim ugasił go deszcz.

– Przepraszam – wysyczał po króliczemu.

– To ja przepraszam – powiedziałam cicho, połykając przy okazji łzy i krople deszczu.

Wzięłam jego nadpalone, wątłe ciało i szorowałam je pod prysznicem najtańszym, szarym mydłem. Na resztki uratowanej sierści nałożyłam odżywkę do włosów średnioporowatych, a potem spałam z nim przez 12 godzin, przyciskając go mocno do piersi. To była chwila, gdy musieliśmy zacząć wszystko od nowa i zdecydowaliśmy, że znów spróbujemy zrobić to razem.

 

Kilka dni później wciąż czułam, że nie mogę mu ufać, zresztą nadal był obrażony i odmawiał zapisywania efektów pracy w dedykowanym folderze. Było między nami podobnie, jak przez pierwsze dni lata. Uczyliśmy się wszystkiego od zera, a ja wiedziałam, że mogę go spalić jeszcze tylko dwa razy, za trzecim na zawsze zamieni się w popiół. Żeby do tego nie doszło zwołałam spotkanie właścicieli króliczków w bibliotece naukowej. Gdy wszyscy byli na miejscu, pierwszy odezwał się Maks, któremu przyniosłam maść na głębokie blizny, a potem każdy dorzucił już swoje.

– Zostawiłem go. Wpieprza dziką trawę w krzakach koło Ikei.

– Ja tam swojego pilnuje, w środę lecimy do Francji i mam nadzieję, że zdążę mu kupić nowy kubraczek.

– Mój zapadł w sen. Całą jesień nie czuł zmęczenia, a potem zamknął oczy i buch! Nie da się go obudzić.

– Tylko od pani nie usłyszałem, co dalej z tym doktoratem? – Profesorek wypełzł jak jaszczurka zza bibliotecznej półki. Wiedziałam! Czułam jego obecność. Pewnie chciał wygrzać kości pod lampką ledową, zanim zniknie w zimnych murach wydziału.

– Z moim? – sama musiałam się zastanowić – Stracił blask i leży w domu cały skluszczony. Muszę go dzisiaj rozczesać.

– Niech go pani potem pogłaszcze. Te piekielniki lepiej współpracują, kiedy okazujemy im odrobinę czułości.

Sylwia Kwaśniewska – Socjolożka, obecnie kontynuuje naukę w Szkole Doktorskiej na Uniwersytecie Śląskim. Publikowała m.in. w „Krytyce politycznej”, „ArtPapierze”, „Szajn”.  Lubi literaturę współczesną, interesuje się kwestiami społecznymi związanymi z pracą, bezdzietnością i prawami kobiet. Niektórymi spostrzeżeniami dzieli się na swoim Instagramie.

Tomek Paszkowicz – artysta post-performatywny wywodzący się z rodziny o zróżnicowanym doświadczeniu klasowym.  Tematy istotne w jego twórczości to nierówności społeczne, tożsamości klasowe i postkolonializm. Jego prace był pokazywane m.in. w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta, CSW Zamek U-Jazdowski, Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku.